środa, 22 maja 2013

Znowu w życiu moim Myslo


Od początku lubiłem tę muzykę i tych ludzi. Lubiłem patrzeć, jak stopniowo wyzwalają się z okowów britpopowych fascynacji i zaczynają podążać własną drogą. Z zadowoleniem obserwowałem, jak w miarę odnoszonych sukcesów są tak samo ujmujący, pozostają sobą. Nie chciałem jednak dopuszczać do świadomości kolejnych sygnałów, świadczących o powolnej artystycznej agonii Myslovitz.

Uczciwie muszę jednak przyznać, że po spektakularnej "Miłości w czasach popkultury", traciłem zainteresowanie kolejnymi albumami zespołu. Wydawały się być tylko kalkami jego starszych dokonań. Sympatia pozostawała, ale traciłem zapał z każdym nowym nagraniem. W międzyczasie, od osób z otoczenia śląskiej grupy można było coraz częściej usłyszeć, że ta formuła się wyczerpuje.

Artystyczna chemia między chłopakami słabła i być może solowe projekty członków zespołu oraz roczna przerwa w jego działalności były tylko oznakami nieuchronnie zbliżającego się końca. Artur Rojek z czasem bardziej stawał się już chyba liderem OFF Festivalu, niż macierzystej grupy. Stało się więc to, co musiało się stać.

Wiadomość o artystycznym rozwodzie jakoś mnie nie zasmuciła, była raczej nieuniknioną konsekwencją dla bacznych obserwatorów losów Myslovitz. Artur działa prężnie i z roku na rok rozwija swój wspaniały festiwal. Pozostali muzycy - wydaje się - zyskali nowy oddech i z Michałem Kowalonkiem w roli wokalisty mogą z optymizmem patrzeć w przyszłość. Tym bardziej, że ich pierwszy wspólny projekt sprawia wrażenie początku czegoś naprawdę intrygującego

"1.577" jest przede wszystkim zbiorem ciekawych muzycznych pomysłów - naprawdę wielu dźwiękowych warstw, przez które z każdym przesłuchaniem trzeba się przedzierać. To ciekawy zabieg, który sprawił, że uwaga słuchacza z nowego wokalisty ucieka w stronę produkcyjnych smaczków i bogatego brzmienia. Sam Kowalonek (znany wcześniej z poznańskiej formacji Snowman) zdaje swój egzamin z Myslovitz zachęcajaco. Przynajmniej w nowym repertuarze odnajduje się znakomicie, śpiewa bez napinki, swobodnie opowiada swoje historie. 

Jednak głównym atutem "1.577" jest dla mnie uniwersalny wymiar nowej twórczości Myslo. Album wydaje się być nagrany bez jakiejś specjalnej kalkulacji, potrzeby tworzenia przebojów na siłę, odnoszenia się do własnej twórczości, bądż potrzeby radykalnego odcinania się od niej. To po prostu dobra rockowa płyta, która w wypadku debiutantów uchodziłaby pewnie nawet za małe objawienie. Tak więc, w moim sercu, głowie, uszach - znowu zagościło Myslovitz. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz