niedziela, 19 maja 2013

Wiktor Czyściciel nie będzie potrzebny

Oglądając wczorajszą potyczkę Legii z Lechem miałem przez chwilę obawy, że przyjdzie mi przeżywać bolesne deja vu. Ledwo dzień wcześniej także Real Madryt raz po raz marnował doskonałe szanse na strzelanie gola. Efekt jest bolesny dla kibiców Los Blanos - wyrzucony na trybuny Mourinho, czerwona kartka dla Ronaldo, Puchar Króla dla Atletico. The Special One odchodzi w niesławie, skłócony z największymi gwiazdami zespołu. Zgliszcza Santiago Bernabeu jeszcze długo tlić się będą i doprawdy nie zazdroszczę Florentino Perezowi, który na miejsce kontrowersyjnego Mou musi teraz sprowadzić niezłego magika, co to wszystko na nowo poukłada.

Założę się, że w trakcie ostatniego meczu nad głowami wielu kibiców Legii unosił się już duch red. Szpakowskiego, mruczący swoje "niewykorzystane sytuacje lubią się mścić". Kolejny sezon  zakończony spektakularną porażką na finiszu rozgrywek to byłby dramat podobny do tego, jaki rozgrywa się obecnie w Madrycie. Jeśli wspomnimy ponadto niedawne alkoholowe peregrynacje największych gwiazd warszawskiego zespołu, to należy domniemywać, że i na Łazienkowskiej przydałby się po sezonie jakiś Wiktor Czyściciel. Na całe szczęście obędzie się bez ostatecznych rozwiązań. Zawodnicy w koszulkach z "L" na piersi swoją do bólu konsekwentną grą zaorali boisko, a po blisko 90 min. zakwitł na nim piękny wynik 1:0.

Rewolucji w stolicy nie będzie, bo ona już się wydarzyła, I w przeciwieństwie do tej madryckiej, miała aksamitny przebieg. Tu na wojnę z gwiazdami nie zdecydował się trener Urban. Powtarzał za to, niczym spolegliwy ojciec, że relacje z zawodnikami chce budować na zaufaniu. Czarną robotę wykonał za to prezes Leśnodorski. Szast-prast, alkoholowy recydywista i chimeryczny piłkarz Ljuboja wylądował  na zesłaniu w młodzieżowej drużynie, a zapatrzony w niego Miroslav Radovic, przygnieciony jarzmem kary finansowej wyartykułował szybko oficjalne przeprosiny za słynne wybryki w Enklawie. Śmiem twierdzić, że ta psychologiczna gra w "złego i dobrego policjanta" zadziałała na piłkarzy - jak to mawiał trener Henryk Kasperczak - pozitiwnie. Sobotnia, najskromniejsza z możliwych wygrana Legii, pozwala już chyba nieco śmielej spoglądać w kierunku mistrzowskiego pucharu. Można się wstrzymać z telefonem do Wiktora.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz