sobota, 30 sierpnia 2014

I w beczce dziegciu znajdziesz łyżkę miodu

Kings Of Leon. Tak mam problem z tym zespołem. Choć nie wypieram się też, że odgruzowując własną płytotekę dokopałbym się do jakiejś ich płyty. Niewątpliwie bliska mi stylistyka, niewątpliwie fajne piosenki, ale zawsze czegoś mi brakowało, coś było nie tak. Nie potrafiłem tylko sobie tego jakoś zegzemplifikować. Dopiero w trakcie rozmowy ze znajomymi doszliśmy do tego, że w sumie wszyscy czujemy w muzyce Kings Of Leon jakiś fałsz, który może nie odpycha, ale przeszkadza. Drażni niczym niewidoczne ziarnko piasku na prześcieradle, nieopatrznie przyniesione z plaży. 




Mój problem pogłębił się dziś rano, gdy usłyszałem w radiu "Wait For Me". Przy wszystkich zastrzeżeniach do rodzinnej kapeli z Nashville, dałem się uwieść tej piosence. Może to tylko chwilowy zanik muzycznej świadomości, ale zapragnąłem posłuchać tego utworu jeszcze raz. Chyba też sięgnę po całą płytę "Mechanical Bull". Tak, tak, wiem, co napisałem wcześniej. Ale w końcu dorosły jestem i wiem czym to grozi, co nie? Przynajmniej spróbuję...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz